Dobry adres

Zanim niespełna 13 letni Przychówek został się amerykańskim uczniem przewrażliwieni rodzice przeczytali na temat amerykańskiego systemu wszystko co udało im się znaleźć. Bardzo nie chcieli by ich dzieciak trafił do szkoły gdzie uczniowie zajmują się wszystkim tylko nie nauką. Szybko zatęsknili do świata gdzie wszystko ma swój porządek, a nad harmonią w szkołach czuwa troskliwy rząd.

Niestety jeśli chodzi o edukację to panuje tu prawdziwa "wolna Amerykanka". Nie trudno znaleźć  placówkę gdzie obok lekcji matematyki odbywają się walki gangów oraz szkołę gdzie niemal 100% absolwentów kontynuuje naukę na studiach.



Szkoły różnią się między sobą:
  • systemem zarządzania ( szkoły publiczne, prywatne, religijne) 
  • bezpieczeństwem,
  • poziomem edukacji, który badany jest dwa razy w roku testami stanowymi.

Szkolna układanka jest skomplikowana, bo szkoły pobierające opłatę za edukację nie muszą brać udziału w testach, a jeśli biorą nie mają obowiązku publikować ich wyników. Płacąc za szkołę można, więc trafić do miejsca, które wyciśnie z dzieciaka to co najlepsze jak i do placówki która będzie tylko przechowalnią. Nie znając amerykańskich realiów postanowiliśmy zaufać testom stanowym i zapisać dzieciaka do szkoły publicznej.


Najpierw skreśliliśmy szkoły w dzielnicach niebezpiecznych, potem znajdujące się zbyt daleko od pracy Żywiciela, na końcu te które nie zmieściły się w czołówce. Gdy już mieliśmy faworytkę  zamieszkaliśmy w pobliżu i w ciągu 15 minut zapisaliśmy Dzieciaka do szkoły. Było łatwo, bo w Stanach obowiązuje szkolna rejonizacja, a uczniowie przypisywani są do konkretnych placówek na podstawie adresu bez względu na pochodzenie, religię status rodziców czy umiejętności.

  • Mam szkołę fajniejszą niż w Singapurze - ekscytował się Dzieciak  
  • Dobry adres dobra szkoła - zażartowała Kura zadowolona z wyboru placówki edukacyjnej

Kilka tygodni później odkryła, że nie tylko jej rodzina jest taka sprytna, a przeprowadzka "pod szkołę" nie jest w Stanach niczym wyjątkowym. Ludzie sprzedają domy, zmieniają dzielnice oraz  miasta i zawsze sprawdzają szkolne rankingi.
Jedna z naszych sąsiadek też szuka domu w okolicy dobrej podstawówki i pewnie byśmy się tak nie dziwi gdyby jej córeczka miała więcej niż  6 tygodni.

Udostępnij:

KOMENTARZE

4 komentarze:

  1. Kuro jak ja się cieszę, że znowu można Cię czytać:)

    OdpowiedzUsuń
  2. a myślałem, że nie ma fajniejszych szkół niż w Singapurze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Krzysztof fajną szkołę można znaleźć w każdym kraju.W Singapurze było o tyle łatwiej, że wszystko miało swój porządek i szkoły podstawowe ( a w takiej był nasz dzieciak) różniły się nieznacznie ( bardziej organizacyjnie niż programowo) . W Stanach można trafić do bardzo dobrej szkoły i do takiej gdzie maturzyści mają problem z czytaniem.
    Singapurczycy tworząc swój system mocno się amerykańskiemu przyglądali i stworzyli coś bardzo interesującego, ale też nie pozbawionego wad:
    - Podział na poziomy odbywał się według mnie za wcześnie
    - Egzaminów było mało, ale obejmowały duże partie materiału i były stresujace
    - Przeskoczenie na wyższy poziom po pewnym etapie edukacji było bardzo trudne


    OdpowiedzUsuń
  4. W Chinach jest podobnie - trzeba być "z rejonu" i rodzice nagminnie kupują bądź wynajmują mieszkania w "dobrych edukacyjnie" dzielnicach. Koło nas mieszka rodzina, która ma dom w luksusowej dzielnicy, ale bez dobrej szkoły. Więc zamiast mieszkać w tym domu, gnieżdżą się w cztery osoby w kawalerce w starym bloku :D

    OdpowiedzUsuń