Halloween
- Świętujesz Halloween? - zapytała sąsiadka
- Właściwie to nigdy mi się nie udało. W Polsce Przychówek uczył się w szkole katolickiej, więc nie obchodziliśmy. W Singapurze hallowenowe szaleństwo zbiegało się z ważnymi egzaminami w szkole i nie bardzo mieliśmy na to czas - wytłumaczyła Kura
- Okropna ta szkoła w Singapurze. Nigdy nie chciałabym do takiej chodzić - stwierdziła sąsiadka
- Gdy ja byłam dzieckiem co roku świętowałam Halloween. Przebierałam się razem z koleżankami za jakieś koszmarki, a ksiądz częstował nas cukierkami, bo też chodziłam do szkoły katolickiej - tłumaczyła
- Co kraj to obyczaj - pomyślała Kura i natychmiast zapragnęła przeżyć amerykańskie święto po amerykańsku
Niestety dynia, która miała być lampionem, spleśniała bezwstydnie, a Przychówek uznał, że jest za stary na zbierania cukierków.
- Będę świętować sama - pomyślała Kura
W markecie kupiła nieprzyzwoitą ilość słodyczy, ustylizowała się na wiedźmę (dużo nie musiała zmieniać ;) - Żywiciel) i czekała..., ale się nie doczekała.
Ulewny deszcz jaki nawiedził w sobotę naszą okolicę zatrzymał w domu nawet największych amatorów łakoci, więc Kura została z górą słodyczy i poczuciem, że ominęło ją coś fajnego.
- Życie na amerykańskich przedmieściach dalekie jest do filmu - stwierdziła smutno
- Mi to nie przeszkadza - odpowiedział Dzieciak przełykając cukierka
Kura za cukierka podziękuje, ale mimo kiepskich doświadczeń nie straciła nadzieji, że jeszcze kiedyś dane jej będzie uczestniczyć w prawdziwym hallowenowym szaleństwie.
My w tym poziomo zacinajacym deszczu, z parasolami, chodzilismy ponad godzine... Dzieci zadowolone, my przemoczeni, no ale coz... Halloween jest raz w roku... Przynajmniej sniegu nice bylo (Bo I takie helołiny pamietam) :/
OdpowiedzUsuńButterfinger! Gdyby pojawiły się w Polsce w normalnych cenach, zapewne podwoiłabym swoją wagę ;)
OdpowiedzUsuńAż trudno uwierzyć, że amerykańskie dzieci mimo deszczu nie przyszły po cukierki. Za rok możecie chociaż dom przystroić w jakieś wiedźmy czy duchy :-) A sąsiadka miała jakieś straszydło przed domem? Podobno taka moda w Ameryce, ciekawe czy na przedmieściach też?
OdpowiedzUsuńTo wpadam na cukierki :-)
OdpowiedzUsuńLarysan i pozostali czytelnicy na cukierka i kawę zapraszam serdecznie. Gdybym zjadłą chociaż połowę tego co mam z pewnością nie weszłabym w drzwi nawet bokiem ;)
OdpowiedzUsuńGo - jab jeśli będziesz w przyszłoroczne Hallowen szukać bezpłatnej opiekunki to wiesz gdzie mnie szukać.
OdpowiedzUsuńMilly coś czuję, że dogadałabyś się z Żywicielem, bo u nas w domu tylko on jada butterfinger.
OdpowiedzUsuńRajscy sąsiadka jest przeflancowana z Florydy w tym roku też nikt jej nie odwiedził, więc została z 13 kg słodyczy !
OdpowiedzUsuńNie mamy " ozdoby" przed domem, bo nie mieszkamy w domu. Nietypowo jak Stany wynajęliśmy mieszkanie w bloku ( dla tych którzy lubią zadęcie apartament w centrum ;))